9.04.2017

40 dni niczego | ruskilis


***

W końcu znalazłam tytuł na serię, którą chciałam zrobić już szmat czasu temu, ale dopiero teraz zebrałam tyłek, żeby cokolwiek napisać. Niektórzy wiedzą, niektórzy nie, jestem osobą wierzącą i nie noszę moheru, popełniam błędy, buntuje się, staram, próbuję, poznaje oraz uczę. Jestem tą osóbką, którą widzisz na przystanku w bluzie hard rocka i hipsterskich spodniach z podwiniętymi nogawkami, w słuchawkach puszczającą jakieś kosmiczne trapy, których większość ludzi nie trawi. Jestem zwyczajnym człowiekiem i nie dajcie sobie wmówić, że osoby, które co niedzielę udają się na pielgrzymkę do kościoła, nie mają własnego zdania oraz życia. Chciałabym Wam trochę poopowiadać i pokazać trochę mojego świata. Jeśli nie chcesz - nie czytaj. To pierwsza i jedyna zasada. To, że tu coś napiszę, nie znaczy, że masz w to wierzyć.

Dzisiejsza notatka będzie raczej luźnym przemyśleniem i niekoniecznie wyciągnę z niej jakąś puentę na koniec, ale muszę od czegoś zacząć. Jest wielki post. Wielki post trwa 40 dni, zaczyna się Środą Popielcową i trwa do Wielkiego Czwartku. Jest to czas, w którym chrześcijanie wstrzymują się od imprez oraz szaleństw, by skupić się na pokucie, nawróceniu oraz modlitwie. Z kościołów znikają śliczne zdobienia, wszystko jest ubogie, ludzie chodzą się spowiadać, są skromni, cisi i ustalają sobie postanowienia, które mają taką samą skuteczność jak te stawiane na początek nowego roku. W czasie wielkiego postu są również rekolekcje, na które wysyłani są uczniowie wierzący, a ci niewierzący cieszą się, że nie mają lekcji. Generalnie wszyscy wiemy co musimy robić w ciągu tych 40 dni, ale czy serio ktokolwiek wie o co tak naprawdę chodzi? Wiecie, pierwszy raz w moim życiu nie powiedziałam sobie "a w tym poście to będę się wstrzymywać od tego oraz tamtego" i śmiać mi się chciało, gdy słyszałam, że ktoś rozmawiając z koleżankami walnął "bo ja w poście nie chodzę do McDonalda, to moje postanowienie", serio? Wszyscy wypinają się tyłkami w stronę postu, bo nikt nie ma pojęcia co robić, a kościół powtarza to samo od setek lat - czy jak mama ci mówi tysiąc razy "nie jedz słodyczy, bo to niezdrowe", to przestajesz je jeść? Oczywiście, że nie. To jest minus tradycji, jest powtarzana, więc traci na znaczeniu i staje się papką, której nikt nie chce słuchać. Myślicie, że jak przestaniecie jest fast food, to wzmocni to Waszą wiarę? Że jak rzucicie palenie, to nagle zaczniecie częściej czytać biblię? Czy kazania na rekolekcjach o tym jaka zła i okropna jest antykoncepcja przybliżają nas do Boga? Nie, nie, nie. Przez lata myślałam, że jak się powstrzymam przez te 40 dni od paru rzeczy to znaczy, że dobrze przeszłam post, ale tak naprawdę rybkę mi to dało. W tym roku nie obchodziłam postu, nie był to mój czas jałmużny, modlitwy czy nawrócenia. Może nie dorosłam do tego, żeby zrozumieć ten okres, nic mnie nie oświeciło, żaden tekst, żaden werset, żadne kazanie nie wzbudziło we mnie chęci modlenia się więcej. Może brzmię jak rozpieszczony bachor, który narzekałby tylko na współczesny system, ale mam dość sztuczności, którą okraszone jest to święto. Jak w ogóle ksiądz ma prawo wychodzić na mównicę i opieprzać, za przeproszeniem, swoich parafian, że było za mało młodzieży na rekolekcjach? Jeśli pragnie mieć tłum dzieciarni w ławkach, które tam idą z własnej miłości do Boga i chęci posłuchania dobrego słowa, które je zainspiruje, to trzeba powiedzieć im coś więcej niż tylko to, co wiedzą. Przestać się w końcu skupiać na głupich przestrogach, zastraszaniu, kazaniu kulić się na kolanach, mówiąc, że papierosy złe, że seks zły i to tamto. To ma robić szkoła, rodzice, kościół ma być twierdzą, w której ci młodzi ludzie mogą śpiewać do Boga z własnej, nieprzymuszonej przez żadną siostrę zakonną woli. Chciałabym pójść sama z siebie na rekolekcje dla młodzieży, usiąść w mojej ulubionej ławce, wysłuchać i wrócić do domu z nową nadzieją, kto wie, może też i przeświadczeniem, żeby jednak uchylić z pokutą głowę i nie pójść w ten weekend na koncert.
Ale nie mogę, bo mam dosyć słuchania nic nie wnoszących do mojego życia kazań.
Przez te 36 dni brakowało mi Boga, rozleniwiłam się w czytaniu Pisma Świętego i czuję, że zrąbałam sprawę. Wszystko co napisałam było raczej formą żalu, niż czegoś konkretnego, ale nie mogłam powiedzieć o tym czasie czegokolwiek innego. Potrzebuję żeby mnie ktoś oświecił jakimś słowem, cholera.

3 komentarze:

  1. Lubię czytać to, co tu piszesz. Podoba mi się i dzięki temu poznaję cię lepiej. Tu piszesz rzeczy, których w rozmowach nie zawsze można się dowiedzieć o drugiej osobie. Pokazujesz swoje poglądy, to kim jesteś i jaka jesteś wartościowa. W sumie zgadzam się z tym, co napisałaś. Z tymi żalami.
    Jest w mojej parafii ksiądz, który drąży na jednej mszy w kółko ten sam temat. Nie ma w tym nic więcej poza jego poglądami i filozofią. Prowadzi tą mszę bardzo długo. Mówi mądrze, ale w sposób taki, że prosty człowiek nie zrozumie tego, co ma do przekazania, ponieważ w połowie już się wyłącza. Masz trwa u nas godzinę, pogrzeb dwie, a komunia trzy. Moje bierzmowanie trwało prawie cztery godziny i nic z niego nie pamiętam, a gdy ludzie zwrócili mu uwagę, że za długo prowadzi mszę, że człowiek nie jest w stanie tyle usiedzieć w jednym miejscu i skupić się na tym, co nam przekazuje kazał nam iść do innego kościoła, a na następnej mszy marudzi, że za mało parafian się tu pojawia.
    Przez tego człowieka przestałam chodzić do kościoła, nie mam motywacji, bo jestem osobą, która się szybko rozprasza. Zawsze lubiłam chodzić do kościoła, ale jeden z moich księży był materialistą, a drugi ksiądz w pewnym sensie egoistą. Dużo zrobił dla naszej parafii, ale nigdy nie potrafił zbratać się z nami tak, aby zatrzymać nas w kościele... mnie.
    Sama nie obchodzę postu, bo nie wiem co mogłabym porzucić, aby miało to dla mnie znaczenie na te 40 dni.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niezależnie od poglądów jakie tutaj prezentujesz, bo te każdy ma swoje, bardzo mnie cieszy, że ludzie zastanawiają się nad niektórymi rzeczami sami. Mam w sobie coś z buntownika, który nie potrafi podążać za schematami i moje serce raduje się szczególnie wtedy, kiedy ludzie młodsi próbują zastanowić się nad czymś, a nie przejąć cudzą wizję świata. Nawet jeżeli pod koniec dojdzie się do takiej samej konkluzji jak połowa globu, to dopiero wtedy można nazwać to naszym wyborem, kiedy doszliśmy do niego o własnych siłach.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow, jak się cieszę, ze trafiłam na necie na siostrę w wierze!
    Wiem, że już dawno po Wielkim Poście, ale no cóż, dopiero teraz się tu przybłąkałam i zaciekawił mnie tytuł, który mi się skojarzył z jedną z moich ulubionych piosenek, więc wbiłam i dopiero teraz piszę.
    Nie przejmuj się tym, że te dni Ci po prostu przeleciały i nic wielkiego nie zrobiłaś. Może to, że zatęskniłaś za NIM było właśnie najlepszą rzeczą, która Ci się w tym momencie przytrafiła, choć może niezbyt przyjemną. Bo jak za Bogiem tęsknisz, to znaczy, że jesteście ze sobą blisko, nie? Że ci na NIM naprawdę zależy. Gdyby tak nie było, to nawet nie zauważyłabyś, ze KOGOŚ Ci brakuje. I nawet jeśli z tego wielkopostnego "eksperymentu" wynikło tylko tyle... to może dużo więcej, niż gdybyś przez 40 dni nie żarła cukierków?

    OdpowiedzUsuń