25.01.2017

Polubić bycie samemu? | ruskilis

***
Jako niesamowity ekstrawertyk jestem wręcz niezdrowo uzależniona od ludzi, co może również łączyć się z tym, że najzwyczajniej w świecie mnie oni zachwycają. Zawsze uwielbiałam poznawać nowe osoby, słuchać ich historii, zobaczyć jak ktoś inny pokierował swoim życiem, jak bardzo różni od siebie jesteśmy. Bo w końcu kto ani razu nie spojrzał na jakąś osobę w autobusie i nie zastanawiał się nad tym, gdzie może jechać? Co dzisiaj robi?
  Jeśli nie mam kontaktu z człowiekiem przez kilka godzin, zaczynam wpadać w okropną panikę. Może dochodzić nawet do płaczu i w desperackich próbach zaczynam wypisywać do ludzi, z którymi tak dawno nie miałam kontaktu. Nie umiałabym mieszkać na wsi, mając świadomość, że najbliżsi ludzie, to tylko kilka osób w domkach za płotem. To wszystko ciągnie za sobą więcej minusów, niż człowiek mógłby się spodziewać. Przez to często nie mogłam poradzić sobie z czymś sama, potrzebowałam czyjejś pomocy, w każdym przypadku, nie potrafiłam sama się podnieść, podjąć decyzji, szybko upadałam jeśli nikt mnie nie podtrzymywał. Byłam tak słaba, jak tylko człowiek może być.
  Ostatnie wydarzenia, które niczym burza wkroczyły do mojego życia, dały mi porządną lekcję przetrwania. Stało się coś, czego zawsze się bałam - zostałam sama, z problemem, wielkim. Przez pewien czas żyłam jak roślinka, wstałam od serialu tylko po to, żeby załatwić problemy fizjologiczne lub coś zjeść. Zajmowałam myśli i próbowałam nie skoczyć z okna oraz nie wylądować w psychiatryku, który widzę codziennie z okna mojego pokoju. Na skutek kilku mniejszych zdarzeń, które powstały głównie z mojej inicjatywy, powoli, powolutku się podnosiłam. To głupie, ale tekst, który powtarza się do znudzenia --> "co cię nie zabije, to cię wzmocni" <-- jest tak niesamowicie prawdziwy. Zapewne doskonale zdajcie sobie z tego sprawę, jeśli kiedykolwiek wyszliście z jakiegoś bagna samemu... lub z niewielką pomocą. Moja rehabilitacja idzie pełną parą, a ja dopiero dzisiaj zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo ważnej rzeczy się nauczyłam. Mianowicie wczoraj naszła mnie niesamowita chęć na łyżwy, ale absolutnie nigdy nie wybrałabym się na nie sama. Zawsze muszę mieć do kogoś otworzyć usta i sama, widząc tyle roześmianych grupek znajomych dookoła, czuję się jakbym wracała do czasów gimnazjum, gdzie siedziałam w kącie, a moim jedynym znajomym była kostka rubika. W tamtym momencie jednak w mojej głowie powstał obraz lodowiska, na którym jeździłam bez znajomych, ze słuchawkami i własną muzyką. Wtedy wszystko było już jasne, szłam na łyżwy, ale, och, ekstrawertycznych zapędów nie można się pozbyć ot tak, dlatego też napisałam na konferencji fejsbukowej "wybiera się ktoś ze mną na łyżwy?". Zgarnęłam jednego kolegę, jednak drugą osoba powiedziała, że nie może się zjawić. Normalnie zmieniłabym termin spotkania, by wszyscy mogli przyjść, ale wtedy automatycznie napisałam, że trudno, nie przyjdzie - to nie. Zdziwiłam tym sama siebie tak bardzo, że wpatrywałam się w tą wiadomość kilka tłustych minut. Ja? Ja pomyślałam o sobie? Nie zrobiłam wszystkiego, by dogodzić innym? Byłam z siebie dumna.
  W dzień spotkania, będąc trzy przystanki od lodowiska dostałam wiadomość, że kolegi jednak nie będzie. To znaczy wróciłam do planu A. To znaczy, że nie przypadkowo miałam iść na łyżwy sama. A wiecie co było najlepsze? Świetnie się bawiłam. Spotkałam starego znajomego z jego dziewczyną, uśmiechnęłam się do jakiegoś randomowego chłopaka, zatrzymywałam się przy bandzie kiedy chciałam i nie musiałam odchylać słuchawek, żeby słyszeć mojego rozmówcę. Mogłam też wyjść dwadzieścia pięć minut przed czasem, bo byłam zmęczona i spokojnym spacerem wyjść z lodowiska. Absolutnie nigdzie się nie śpiesząc, nie dbając o podtrzymanie rozmowy czy przyjazd tramwaju. Dla osoby, która przez cały czas była uzależniona od egzystencji drugiego człowieka obok, to było coś niesamowitego. Stanięcie na chwilę w miejscu i odetchnięcie od życia, w którym lubię tak pędzić.
  To jednak nie koniec emocji, ponieważ idąc nieśpiesznym krokiem na przystanek, pozwoliłam sobie zajrzeć do internetu. Na ekranie pokazała mi się wiadomość "kto idzie ze mną do kina? Do dzisiaj jest taniej" i, poważnie, kto olałby to po całości i wrócił do domu, żeby przysiąść do kolejnego odcinka serialu czy przeglądania tablicy na fejsbuku? Sama podnoszę dłoń. Nie miałam w torbie nic, prócz portfela i łyżew, a ja nie ruszam się z domu na spotkania bez pełnego zaopatrzenia. Wtedy jednak pod wpływem chwili zgodziłam się na film i ruszyłam w stronę kina. Nie martwiąc się o to, co muszę zrobić dzisiaj na obiad, że muszę odpisać na sesje, zrobić w domu to i tamto, pouczyć się, ogarnąć rzeczy. Poszłam do kina, bo chciałam i jeju, nawet sobie nie wyobrażacie jak wielką radość sprawił mi film, na który poszłam nie planując go prawie tydzień wcześniej. Jak się cieszyłam, że w końcu zajęłam się sobą, nie myśląc o rzeczach dnia codziennego.
  Jeśli nie znacie przecudownego, norweskiego serialu "Skam", to pozwolę sobie przytoczyć słowa na samym końcu trzeciego sezonu, które wypowiedział ówczesny główny bohater - "Livet er nå", co znaczy mniej więcej tyle co "życie jest teraz". Życie jest teraz, więc nie planujmy łapczywie następnego tygodnia w szczegółach. Życie jest teraz, więc zamiast martwić się tym, że nie mam z kim rozmawiać, skupię się na tym, by tę chwilę dobrze wykorzystać. Życie jest teraz, więc nie będę więcej marnowała swoich cennych minut jedynego życia jakie mam, by dogodzić osobie, która i tak mi się nigdy nie odwdzięczy. Życie jest teraz, więc zacznę lubić czas, w którym jestem sama, bo to jedyny czas, w którym mogę poznać siebie. Przestanę go zabijać i przeczekiwać, a zamiast tego zrobię coś pożytecznego, bo nie mam żadnej gwarancji na to, że tych samotnych chwil będzie coraz mniej. Ludzie tak przyzwyczaili się do obecności drugiego człowieka, że nie potrafią zająć się sobą, kiedy mają na to okazję. 

Nauka na dzisiaj? Nie marnuj się, swojego czasu, swojej chwili. Dbaj o siebie, poznawaj siebie, kiedy masz taką szansę. Nie martw się, rób to, co cię uszczęśliwi. Nie bądź zależny od innych. Zbuduj własne fundamenty. które nie będą się waliły, bo ktoś nie przyjdzie na umówione spotkanie. 

Ale się rozpisałam, niech liski będą z Wami. ♥

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz